Na inaugurację rundy wiosennej zielonogórskiej klasy okręgowej biało-niebieskim przypadł mecz domowy z liderującą Tęczą Krosno Odrzańskie. Piast do tego spotkania przystąpił bez swojej etatowej pary stoperów, która uratowała nam wiele punktów podczas rundy jesiennej. Maciej Koseła wciąż nie wrócił do pełnych treningów po wypadku, zaś Andrzej Bagiński otrzymał w meczu z Zorzą Ochla czwartą żółtą kartkę i nie mógł wystąpić w sobotnim spotkaniu.
Mecz odbywał się w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Wiatr był na tyle silny, że nasi grający w I połowie pod wiatr zawodnicy mieli ogromne problemy z wyprowadzaniem piłki z własnej połowy. Mecz mógł się zacząć katastrofalnie. W 1. oraz 7. minucie obrońcy dopuścili do sytuacji sam na sam i znakomitymi interwencjami zespół ratować musiał Dima Karoi. W 10. minucie mieliśmy pierwszą okazję na objęcie prowadzenia, kiedy Michał Fernezy oddał mocny strzał z dystansu, który przeleciał niewiele ponad poprzeczką. Chwilę później znów zaatakowali goście. W znakomitej sytuacji znalazł się jeden z zawodników rywali, który uderzył piłkę głową, a ta nieznacznie minęła słupek. W dalszej części meczu wiatr znacznie utrudniał obu drużynom przeprowadzenie sensownej akcji. Ciekawych sytuacji było jak na lekarstwo i raczej żadna z drużyn nie osiągnęła widocznej przewagi w tym fragmencie spotkania. W 39. minucie po szybkiej kontrze znowu goście wyszli sam na sam i Karoi musiał ratować się faulem. Sędzia wyciągnął żółtą kartkę i wskazał na wapno. Bartosz Woźniak, po którego samobójczym trafieniu wygraliśmy w Krośnie, znakomicie wykonał jedenastkę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Do przerwy przegrywaliśmy, jednak liczyliśmy, że w drugiej połowie mając wiatr po naszej stronie, będzie trochę łatwiej i uda się odrobić straty.
Na początku drugiej połowy nasi starali się zaatakować trochę odważniej i w 49. minucie mógł być już remis, kiedy Mateusz Kowalski przeprowadził akcję w bocznej strefie boiska i wyszedł sam na bramkarza. Kąt był jednak niewielki i goalkeeper gości nie bez trudu obronił uderzenie. W 52. minucie podczas wyprowadzania piłki stratę w środku boiska zaliczył Sławek Wdowiak, piłkę przejęli rywale, po szybkim ataku Marcin Piec wyszedł sam na Karoia i strzelił nad interweniującym bramkarzem. Minutę później znów Piec wykorzystał naszą nieudolność w obronie (chociaż czy tam nie było spalonego?) i wyłożył piłkę na pustą bramkę, gdzie czekał już by dobić Kamil Adamów. Było już 3:0 i wydawało się, że jest po meczu. Nasi zawodnicy nie poddawali się jednak i próbowali jeszcze powalczyć. Trener Trześniowski widząc nieudolność zawodników ofensywnych, a także przez urazy naszych obrońców, przeprowadził zmiany i wprowadził między innymi bardzo aktywnego w końcówce meczu Daniela Łuszczyńskiego, a także Bartka Gronkowskiego, który jako jeden z nielicznych może po meczu powiedzieć, że nie zawalił, bo grał dobrze i dał nam honorową bramkę. Padła ona w 63. minucie, gdy po uderzeniu Fernezego bramkarz odbił piłkę do Gronkowskiego, a ten cofnął się 2 metry i ładnie uderzył na bramkę. Nadzieja na jakieś punkty zgasła jednak pięć minut później, kiedy obrońcy dali się ograć w polu karnym jednemu z zawodników gości, a ten wyłożył futbolówkę kolejny raz na dobicie do pustej bramki i w ten sposób do raportu sędziowskiego wpisał się Patryk Szcześniak. Po tej bramce Tęcza się wycofała a Piast próbował jeszcze zmniejszyć rozmiary porażki. W 80. min. Daniel Łuszczyński uderzył z dystansu mocno, ale trochę niecelnie. Minutę później po dobrej akcji zespołowej z powietrza uderzał Kowalski, ale i on nie potrafił trafić w światło bramki Tęczy. W 88 minucie znowu z dystansu potężnie uderzał Łuszczyński jednak piłkę złapał bramkarz. Ten sam zawodnik nie trafił w bramkę w 92. minucie, kiedy egzekwował rzut wolny.
Tym sposobem Tęcza odjechała nam już na 10 punktów w tabeli, zaś wraz z Tęczą odjechała IV liga. Ciężko znaleźć pozytywy po tak słabym meczu. Ewidentnie widać, że eksperymentalna obrona zupełnie sobie nie radzi, zaś z przodu brakuje kogoś, kto rozstrzygałby mecze na naszą korzyść. W meczu pucharowym zabrakło nam szczęścia. Byliśmy lepsi i przegraliśmy. W meczu ligowym jednak zabrakło argumentów sportowych. Rywal był o klasę lepszy i potrafił wykorzystać nasze błędy. Miejmy nadzieję, że w następnym spotkaniu zawodnicy Piasta wrócą na właściwe tory i przypomną sobie jak się wygrywa mecze.
W przyszłym tygodniu jedziemy do Żar, gdzie nasz zespół podejmować będzie Unię Kunice.